Zmora Facebook Fanpage

26 lutego 2011

Trochę różności.








Kilka zdjęć z treningu 13.02. 
Wiem, że raczej nie są treningowe, ale było cholernie zimno! Jestem zadowolona ze Zmorowatego tunelu.
Jutro ma być fajny trening, ale to może opowiem jak z niego wrócę :) 


I kilka zdjęć ze spaceru 20.02.
















5 lutego 2011

23.01.2011r - Trening Artefakt.

Kilka zdjeć treningowych.. bo dzisiaj niestety nie byłyśmy :(
Na zdjeciach gościnnie przy slalomie pomaga i tłumaczy Paula z www.wenabc.blox.pl


 

2 lutego 2011

Cytadelowo.

Dawno ze Zmorą nigdzie dalej nie wychodziłam.. a to mi się nie chciało, a to zimno, a to deszcz, a to coś mi wypadło i w sumie bardzo ją przez to zaniedbałam z wychodzeniem gdziekolwiek dalej niż do parku obok i na treningi agility. No, byliśmy jeszcze na WOŚPie, gdzie Zmo zbierała pieniądze i pokazywała co potrafi na terenie klubu Krąg. :) 
Może zamiast gadania kilka zdjęc.. ;)













I - uprzedzając wasze pytania - Zmora jest wredną wiedźmą xD
Na prawdę rzadko bawi się z psami, najczęściej znajduje swojego kija i kładzie się z nim w środku całego psiego zamieszania burcząc na każdego psa, który podchodzi do niej - w jej mniemaniu - za blisko. Nawet jeśli zrobi to tyłem i całkiem przypadkiem. Tutaj jednak w miarę ładnie bawiła się piką jeśli tylko ta piłka lądowała w jej pysku i to ona mogła ją przynieść rzucającemu. Zbywając warknięciami wszelkie próby odebrania jej zdobyczy, czy choćby tej zdobyczy wspólnego poniesienia. Nie, to jest jej i proszę jej się nie wcinać! Koniec! Kropka!
Blondyna nie lubi też.. zalotów. Biada samcom, które tego spróbują! Będzie z wściekłym szczeko-warkotem gonić go i kłapać zębami.
Ah, te baby..

1 lutego 2011

Początki

..czyli jak to drzewiej bywało.


Od czego się zaczęło? Ano może od tego, że chciałam psa, bo bez psa w domu pusto jakoś. Nie ma kogo pogłaskać (siostrę głaskać mam?).. Nudno, jednym słowem. Dałam jednak warunek - hodowla albo schronisko, żadnych sielanek, bazarów czy ogłoszeń o 'rasowych bez rodowodu' za 300zł w necie. Taaaa.. w czasie, kiedy do mojego domu zawitała ta całkiem niepozorna biszkoptowa kulka pomagałam w odchowaniu miotu w jednej z Poznańskich hodowli. Dostałam telefon o niespodziance i.. przyjechałam zastając w domu to COŚ. Bo prawda jest taka, że labradory nigdy, przenigdy nie podobały mi się ani z wyglądu, ani z charakteru. Chciałam psa-kota, który przyjdzie jak ma ochotę i nie ma wielkiej chęci współpracy i w ogóle jakiejkolwiek pracy z człowiekiem. Dlaczego? Bo mi się po prostu nie chciało czegokolwiek z psem bardziej robić. Wyjść na spacer, porzucać piłkę, połazić. Ot i wszystko. No, może i nauczyć kilku komend ponad siad, łapa, waruj i zostań. Ale na prawdę nic więcej. Wiedziałam, że na pewno nie chcę psa pracującego, bo nie będę miała ochoty ćwiczyć z nim przez kilka(naście) lat jego życia. Byłam świadoma tego, że nie będzie mi się chciało i nie będę miała na to ochoty. Jedne z pierwszych słów, jakie wypowiedziałam po zobaczeniu Zmory były mniej więcej "znajdźcie jej lepszy dom". Jednak Blondyna została, a ja musiałam wziąć się za robienie z nią czegokolwiek. Na początek - socjalizacja. Na szczęscie sucz jest mało bojaźliwa więc bez przeszkód jeździłyśmy tramwajami i autobusami do centrum, a gdy Mała padała na pysk powoli wracałyśmy (teraz mam efekty tej socjalizacji - jestem z nas dumna ;) ). 

Zmora urodziła się około 20 maja 2007 roku..

tutaj małe porównanie  i zdjęcie jak była mała i udawała słodką ;)