Coż, dawno był ostatni post..
Nadrabiamy. :)
Tutaj zdjęcia spacerowe, testowałam nową kartę do aparatu więc pocykałam takich jesiennoburych fotek. :)
Jeszcze w listopadzie, gdy niestety liście już spadły z drzew wybrałam się na spacer, bo Zmo dawno nigdzie nie była i zdecydowanie dolegało jej niewybieganie. Dawno też nie spacerowaliśmy nad Wartą. Po pracy nad zdjęciami obcych psów nawet nie wiecie jaka to radość cykać fotki Zmorze. ;) Mogę ją ustawić jak i gdzie chce, poprzestawiać łapy i wyczyniać cuda niewidy, a ona jest.. piękna! Tak, wiem, że to samozachwyt nad własnym psem ;)
Przy okazji na końcu spaceru trafiłyśmy na piękne pomarańczowo-żółte trawy, które idealnie współgrały z kolorem Zmorosierści. Fafel położony w nich.. zaczął zjadać dekoracje. :P
Dalej okazało się, że Zmora polubiła nie tylko mandarynki ale też pomelo! To mnie zdziwiło, o ile mandarynki są w miarę słodkie, to pomelo raczej nie.. Ale kto ją tam, babę, zrozumie :P
A teraz już zimowe zdjęcia :D Kilka portrecików jak zawsze, bo uwielbiam je robić, ukłon który zrobiła spontanicznie na śniegu, głupiominkowy portrecik i śnieżkożerca, a na końcu coś, co Zmora robić uwielbia! Noszenie zakupów to coś czego nauczyła się sama i uwielbia to robić. ;)
9 grudnia byłyśmy w Lasku Marcelińskim spotkać się ze znajomymi: Karoliną z Mazy i Julią z Risą i Afrą. Zmora biegała niewiele, nie było Dory do wspólnego wariowania (bo to jeden z nielicznych psów, z którymi się bawi), za to potrafiła biegać z afganem (a raczej z chartami się nie dogaduje, ale może to kwestia wychowania Afry z inną rasą?). Z sześcioletnią Risą miałyśmy obie z Julią obawy, bo obie suki są dorosłe i mają swoje za uszami, więc mogło dochodzić do zgrzytów.. a tutaj obwąchały się i poszły każda w swoją stronę. Nawet jak raz pobiegły razem za piłką (gdzie Zmo zawsze burczy) to nie było ani pół zgryzu ;) Więc jestem dumna, że jak trzeba to umie się dogadać.